treść strony

Gotuję, nie marnuję – czyli od pola do stołu

Zero waste lubię tłumaczyć jako mniej więcej. Czyli mam mniej, a zyskuję więcej. Mam mniej rzeczy i mniej bałaganu, ale więcej pieniędzy, czasu i komfortu – mówi Sylwia Majcher, edukatorka ekologiczna, propagatorka idei zero waste.

  • fot. Maciej Dudzik

AC: Szkoły podstawowe organizują w ramach Erasmusa międzynarodowe spotkania pod hasłem „Gotuję – nie marnuję”, inspirując się m.in. pani książką.
SM: Edukowanie dzieci i młodzieży to mój priorytet. Zajęcia z uczniami organizuję zarówno we własnym zakresie, jak i we współpracy z samorządami. Warsztaty poświęcone niemarnowaniu żywności prowadziłam m.in. w szkołach gminy Izabelin, gdzie razem z dziećmi gotowaliśmy i wspólnie stworzyliśmy książkę kulinarną z przepisami właśnie w duchu niemarnowania produktów spożywczych. Teraz takie zajęcia prowadzę w krakowskich placówkach oświatowych. Wzięło w nich udział już dwa tysiące uczniów! Cieszy mnie, że szkoły są otwarte na tego typu edukację. Coraz częściej gminy – widząc, ile odpadów produkują mieszkańcy – organizują tego typu zajęcia także dla starszych. Takie spotkania prowadziłam m.in. dla kół gospodyń wiejskich.

Współpracuje pani z Komisją Europejską. Na czym polega ta współpraca?
Z Komisją Europejską realizowałam cykl promujący kampanię „Od pola do stołu”, która jest jedną z ważniejszych strategii Zielonego Ładu. Pokazywała ona, jak to, co jemy, może wspierać naszą odporność, oraz jak nasze wybory wpływają na samopoczucie i kondycję organizmu. Byłam w wielu gospodarstwach i pokazywałam, jak powstaje żywność „od pola do stołu”. Przygotowałam między innymi reportaż o serach i wiele osób, które go później oglądały, było zdziwionych, że sery tworzy się z płynu zwanego serwatką. W szkole się o tym nie uczymy. To luka, którą warto wypełniać.

Czy w czasie studiów korzystała pani z takich programów jak Erasmus+?
Bardzo żałuję, że nie korzystałam. Studiowałam ponad 20 lat temu i udział w tego typu programach był znacznie mniej popularny niż obecnie. Natomiast moje uczestnictwo w wielu konferencjach związane było właśnie z unijnymi projektami, takimi jak: „Od pola do stołu”, „Odpowiedzialne praktyki” czy też „Ograniczenie strat i marnotrawstwa żywności wyzwaniem najbliższych lat”.

Inspirować, a nie pouczać – to pani dewiza. Jak to się zaczęło?
Pochodzę z domu, w którym niewiele się marnowało. Zarówno moja, jak i męża rodzina jest z Wielkopolski. Od dzieciństwa uczono mnie robienia zakupów z listą, tego, żeby przetwarzać produkty, które zostają, oraz szacunku do żywności. Dziadkowie mieli gospodarstwo, które było obiegiem zamkniętym. Niewiele rzeczy kupowali, większość produkowali sami. Kiedy zaczęłam prowadzić własne gospodarstwo, chciałam wyjść z tych ograniczeń ciągłej oszczędności i pozwolić sobie na nadmiar, którego mi w dzieciństwie brakowało. A potem nastąpił przesyt i wróciłam do korzeni. To był powrót do wiedzy i podprogowo zapisanych umiejętności, które przez pewien etap mojego życia lekceważyłam. I okazało się, że jest to coś, co zdaje egzamin, daje satysfakcję, a przede wszystkim pozwala zaoszczędzić już nie tylko pieniądze, ale i czas. Wyszłam z poczucia chaosu, który był męczący, bo nigdy nie wiedziałam, czy mam zakupy zrobione czy nie, co mam w lodówce, a czego nie, i często dublowałam produkty. Okazało się, że można to uporządkować.

Zawodowo pracowała pani wtedy jako dziennikarka.
Tworzyłam reportaże dotyczące niemarnowania żywności. Raz byłam na zdjęciach w przetwórni odpadów. Zobaczyłam taśmy ze śmieciami z naszych domów: produkty pozamykane hermetycznie, pieczywo, które nadawało się do wykorzystania. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Po rozmowach z bankami żywności pomyślałam, że brakuje szerokiej edukacji w tym zakresie. Na urlopie macierzyńskim napisałam pierwszą książkę Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku, która okazała się sukcesem. To ona dała mi poczucie, że to jest temat, którym można się zająć na poważnie.

A zatem – jak korzystać z zero waste i być eko?
Warto zrobić sobie coś na kształt rachunku sumienia, sprawdzić, gdzie mamy czegoś za dużo, gdzie nas coś przytłacza. Znana jest piramida zero waste, której twórczynią jest Amerykanka Bea Johnson – najpopularniejsza promotorka tej idei, która wskazuje: zrób porządki, korzystaj z rzeczy z drugiego obiegu, wymieniaj się nimi, ogranicz jednorazowe produkty. Moje ulubione tłumaczenie zero waste to: mniej więcej. Czyli mam mniej, a zyskuję więcej. Mam mniej rzeczy i mniej bałaganu, a więcej pieniędzy, czasu i poczucia komfortu. Pamiętam, że miałam kiedyś problemy z szafą, a właściwie z jej ogromną zawartością. I dopiero ciąża i urlop macierzyński pokazały mi, jak niewiele rzeczy potrzebuję do tego, żeby czuć się dobrze. Wtedy zrobiłam rewolucję w swojej garderobie. Później trafiłam na badania, które mówią, że 80% kobiecej szafy zajmują ubrania, których nie używamy. Kiedy ograniczyłam swoją szafę do kilkunastu sztuk odzieży, okazało się, że nie mam już problemu z tym, co na siebie włożyć. Po prostu mam te rzeczy, które lubię, w których czuję się dobrze. To, że noszę je częściej niż kiedyś, nikomu nie przeszkadza. Jesteśmy przyzwyczajeni, że musimy mieć na każdą okazję coś nowego, a to nie jest konieczne. Pierwsza pozytywna zmiana przyniesie motywację do kolejnej.

Sylwia Majcher – edukatorka ekologiczna, dziennikarka, autorka książek Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku i Mniej mięsa. Absolwentka Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

JAK NIE MARNOWAĆ ŻYWNOŚCI:

  • Planuj posiłki i rób listę zakupów.
  • Monitoruj – zaglądaj do lodówki i szafek.
  • Dobrze przechowuj – zadbaj, by produkty trafiły na odpowiednie półki w lodówce.
  • Przetwarzaj – bądź kreatywny w kuchni, nie trzymaj się sztywno przepisów.
  • Wykorzystuj, co zostaje – doceń cały potencjał produktu: liście warzyw też są wartościowe.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 1/2023: