Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji
Data publikacji: 23.07.2021 r.
Mają za sobą praktyki w Danii i Chorwacji. Teraz rezydują na Islandii. Iga Szczugieł i Krystian Dziopa przekraczają nie tylko granice państw ale i projektowania. To pobyt na praktykach w ramach Erasmusa otworzyły ich na świat.
W podcaście portalu Architektura i Biznes wspomniałaś, że to wyjazd na praktyki w ramach Erasmusa był dla was pierwszym impulsem do rozpoczęcia pracy za granicą.
Iga Szczugieł: Tak, zagraniczne praktyki to taki pierwszy moment, kiedy możemy się przekonać, czy praca poza Polską to coś dla nas. Nie podejmujemy przy tym dużego ryzyka ani żadnych drastycznych kroków: jeszcze studiujemy, dostajemy stypendium i wsparcie z uczelni. Po prostu wyjeżdżamy na kilka miesięcy, żeby zdobyć doświadczenie zawodowe w innym otoczeniu. To też dobra okazja, by sprawdzić, czy jesteśmy w stanie podołać wyjazdowi emocjonalnie. Bo wiadomo, że musimy zostawić przyjaciół i rodzinę, żyć w obcym kraju.
A czasem nawet chłopaka czy dziewczynę. Bo twój partner Krystian Dziopa odbył najpierw półroczne praktyki sam, w Danii. Dopiero później wyjechaliście razem do Chorwacji.
To była solidna rozłąka, bo Krystian przyjechał do Polski tylko raz. W Chorwacji spędziliśmy cały okres praktyk – trzy miesiące. To dobry trening na później – bo gdy decydujemy się na pracę za granicą, bez wcześniejszego doświadczenia pobytu w obcym kraju, to może nas to zaskoczyć. Oczywiście pozostaje możliwość połączenia się z bliskimi przez wideokonferencję, ale to nie to samo co bezpośredni kontakt. W nowym miejscu musimy się też przystosować do nowych warunków: stworzyć sieć kontaktów i dosłownie zbudować mapę miasta, żeby wiedzieć, gdzie możemy uzyskać pomoc w takiej czy innej sprawie, gdzie możemy iść do kina, do dentysty. Nie możemy już pójść do ulubionej knajpy czy do zaufanego lekarza. Takie doświadczenie rozwija i wystawia nasze możliwości na próbę. Hartujemy się w ten sposób na później.
Wy jesteście już dobrze zahartowani. Wcześniej mieszkaliście i pracowaliście w Chorwacji a rok temu przeprowadziliście się na Islandię.
Islandia jest zdecydowanie najbardziej oddalonym miejscem, w którym do tej pory mieszkaliśmy. Pojechaliśmy tam w tamtym roku na weekend majowy. Puste przestrzenie nas zafascynowały, więc postanowiliśmy się przeprowadzić. Przeważył też aspekt ekonomiczny. W Chorwacji mielibyśmy mniejsze możliwości.
Na Islandii przystąpiliście do konkursu projektowego. Do tego w języku, którego dobrze nie znacie. I wygraliście! Skąd wzięliście odwagę, żeby podołać temu wyzwaniu?
Nie nazwałabym tego odwagą. Każde wyzwanie projektowe jest dla projektanta ekscytujące. Nawet jeżeli widzimy dużo barier. Wychodzimy z założenia, że warto spróbować. Po prostu chcemy to zrobić po tylu latach studiów i doświadczenia zawodowego. Nawet jeżeli się nie uda, to mamy możliwość zobaczenia jak zrobili to inni uczestnicy. To jest poniekąd uzależniające. Im częściej bierze się udział w projektach czy konkursach, tym większa potrzeba, żeby się dalej sprawdzać.
Konkurs odbywał się w języku islandzkim, a my dopiero zaczynaliśmy uczyć się języka, więc musieliśmy poprosić o pomoc – to swoją drogą jedna z rzeczy, których nauczyliśmy się podczas praktyk. Dzięki wsparciu naszego sąsiada i nauczyciela islandzkiego udało nam się opisać projekt na przystanki szybkich autobusów w Reykjavíku. Sami byśmy sobie nie poradzili.
Mówisz o podpatrywaniu, jak robią to inni. To też była przesłanką, żeby wyjechać?
Na Politechnice Śląskiej, gdzie studiowaliśmy, wszyscy mówią o zagranicznych praktykach. Każdy zna kogoś ze starszego rocznika, kto był za granicą w ramach Erasmusa. I wszyscy widzą, jak te osoby się rozwinęły. Nie mówimy nawet o zmianach w zachowaniu, ale o wypracowaniu nowego stylu projektowania, który jest inny, bardziej otwarty. Zauważyłam, że będąc w jednej grupie, zaczynamy się do siebie upodobniać. Wyjazd za granicę otwiera nam oczy na coś zupełnie nowego, bo widzimy jak robią to inni. Analizujemy, co wykonują dobrze, a co źle. I później przejmujemy te aspekty, które przyjmą się też w polskich warunkach.
Na pierwsze praktyki Krystian pojechał sam. Zauważyłaś u niego zmianę po powrocie?
Pracowałam wtedy nad dość dużym projektem na zaliczenie. Uwagi Krystiana bardzo mi pomogły, bo były świeże, zupełnie inne od tego, co słyszałam do tej pory. To były drobne rzeczy, ale takie, na które nie zwróciłabym uwagi. Jeżeli chodzi o mnie, to niekoniecznie od razu widziałam zmiany, bo one zachodziły wewnątrz mnie. Dopiero pierwsze miejsce w konkursie na kuchnię przyszłości, w którym wzięliśmy udział po powrocie z Chorwacji, utwierdziło mnie w przekonaniu, że dzięki praktykom odkryłam coś świeżego. Coś, co mogłam zastosować podczas projektowania, i coś, co jest doceniane i nagradzane.
Projekt kuchni powstał na fali zachłyśnięcia się wizją mobilnego życia. Po praktykach mieliśmy poczucie, że możemy pracować z każdego miejsca na ziemi. Potrzebujemy tylko wifi i komputera. Oczywiście – nie trzeba wyjeżdżać, żeby dojść do tych samych wniosków. Ale gdy się to przeżyje, to perspektywa pracy za granicą staje się bardzo emocjonująca i bardziej realna.
Trzy rzeczy, których nauczyliście się podczas praktyk?
Umiejętność nawiązywania znajomości, które zostają na lata. Mówimy zarówno o przyjaźniach, jak i o kontaktach stricte zawodowych. Chociaż od naszych praktyk w Chorwacji minęło sześć lat, to wciąż współpracujemy z tamtejszym biurem – teraz robimy projekty na odległość. Mamy kontakt praktycznie codziennie. Krystian utrzymuje też znajomości z duńskimi przyjaciółmi.
Druga rzecz to konieczność spojrzenia szerzej na proces projektowy. Podczas studiów architektonicznych w Polsce przywiązujemy dużą wagę do technicznych aspektów, różnych norm i zasad. Wchodząc w nowe środowisko uczymy się, że należy też zwracać uwagę na inne warunki atmosferyczne, na kulturę i gusta użytkowników. Takie szersze spojrzenie pomaga zachować świeżość swojej pracy i elastyczność w głowie. Bo jeżeli idziemy tą utartą ścieżką: studia – praca, to może się zdarzyć, że w pewnym momencie wypalimy się zawodowo, bo wpadniemy w rutynę.
I odwaga: sprawdzamy się w różnych sytuacjach, też kryzysowych. Jak uda nam się rozwiązać problem, to wychodzimy z kryzysu silniejsi, bo wiemy, że jeżeli w przyszłości nadejdą jakieś ciemne chmury, to sobie z tym poradzimy: na własną rękę lub prosząc kogoś o pomoc.
Wspominałaś o świeżości nabytej na praktykach. Ale jadąc do obcego kraju, też masz dużo do zaoferowania…
Zdecydowanie. Praktyki są korzystne dla obu stron. Bo to nie jest tak, że jako studenci nic nie umiemy i tylko zasysamy całą wiedzę. Biura projektanckie cieszą się na nas przyjazd, bo wiedzą, że przywieziemy coś świeżego, nowego. Nie traktują nas jak tanią siłę roboczą, ale jak partnerów w dążeniu do perfekcji. Bo jeżeli wszyscy myśleliby i robiliby to samo, to nie byłoby żadnego postępu. To łączenie wiedzy z różnych źródeł i szkół jest najlepszą drogą rozwoju.
Czy ta świeżość była waszą przewagą w konkursie na islandzkie przystanki autobusowe?
Niewątpliwie. Ale to świadomość, że musimy wziąć pod uwagę inne czynniki atmosferyczne i gusta ludzi, przeważyła. Krystian pracował już w Danii, więc wiedział, co może się sprawdzić na Islandii. Postawiliśmy na funkcjonalność – wiedzieliśmy na przykład, że akcenty zieleni nie mają najmniejszego sensu, bo znikną przy pierwszej lepszej zawierusze.
Nazwaliście swój projekt „Live, travel, enjoy” [pol. żyj, podróżuj, czerp przyjemność] – taki slogan mógłby się pojawić w broszurze biura turystycznego…
W trakcie projektowania często myśleliśmy o turystyce, bo to prężna branża na Islandii. Chcieliśmy, żeby przystanki były łatwo rozpoznawalne dla turystów, którzy spędzają na wyspie kilka tygodni.
Budowa przystanków będzie trwała 10 lat. Czy to oznacza, że zostaniecie tak długo na Islandii?
Wszystko można załatwić zdalnie, więc jeżeli chcielibyśmy wrócić, to nie byłoby problemu. Ale zależy nam na śledzeniu procesu na miejscu. Chcemy widzieć, jak wszystko się rozbudowuje i poznać opinie ludzi.
Czyli nie macie w głowie jakiegoś następnego kraju, w którym chcielibyście się sprawdzić?
Na razie zostajemy na Islandii. Mamy tu jeszcze dużo do odkrycia. Poza tym każda przeprowadzka do nowego kraju wymaga załatwienia wielu formalności. A to pochłania dużo czasu i energii. Więc nie myślimy jeszcze o wyjeździe. Jest tu na tyle dobrze, że chcemy zostać!