treść strony

Cierpliwy to i kamień ugotuje

Warto dążyć do marzeń i je realizować – mówi o swojej podwójnej obronie Paweł Kocan, który pierwszy raz w historii Politechniki Rzeszowskiej uzyskał dyplom inżyniera dwóch uczelni: polskiej i niemieckiej. A wszystko zaczęło się od wyjazdu na pół roku do Hagen (Niemcy) w ramach programu Erasmus+

  • Paweł Kocon w gronie wykladowców w dniu swojej obrony

    fot. Archiwum prywatne

Najpierw był lektorat języka niemieckiego. Paweł Kocan, studiując informatykę na Politechnice Rzeszowskiej, nie poprzestał na tym, co obowiązkowe, ale miał apetyt na więcej. Kiedy na uczelni pojawiła się okazja uczestniczenia w dodatkowych zajęciach z języka niemieckiego, od razu z niej skorzystał. Na początku w grupie językowej było około 30 osób, do końca roku akademickiego zostały trzy. – Nie było łatwo pogodzić zajęcia na uczelni, staże i praktyki z dodatkowymi kursami. To wymagało wielu wyrzeczeń, nawet rezygnacji z wakacji czy spotkań ze znajomymi – wspomina Paweł.

Studenci, którzy uczestniczyli w zajęciach z języka niemieckiego, dostali propozycję wyjazdu do Hagen na Dni Erasmusa. Tamtejsza uczelnia – Fachhochschule Südwestfalen – zaprosiła instytucje partnerskie z całego świata. Kilka miesięcy później od wspomnianej uczelni przyszła propozycja już półrocznego wyjazdu, na który Pawłowi udało się zakwalifikować po złożeniu stosownych dokumentów i rozmowie na Skypie. – Bardzo pomogli mi też pracownicy Działu Współpracy Międzynarodowej Politechniki Rzeszowskiej, otrzymałem od nich dużo cennych informacji. Zarówno od strony naszej uczelni, jak i od strony niemieckiej wszystko było bardzo sprawnie koordynowane – nie ukrywa podwójny inżynier z Rzeszowa.

Trzeba było chcieć
– Pojechać samemu na taki wyjazd, tysiąc kilometrów od domu, to nie była bułka z masłem. Przełamałem strach i zaryzykowałem. Później pół roku spędziłem nad kończeniem projektu inżynierskiego – nie ukrywa Paweł. Na samym początku miał wątpliwości, czy wszystko uda się zrealizować. – Na miejscu spotkałem się ze studentką, która pracuje na uczelni i pomaga erasmusowcom. Otrzymałem klucze do pokoju w niemieckim akademiku i tak się zaczęło. Pół roku spędzone w Hagen było najintensywniejszym czasem w moim życiu. Nigdy wcześniej tak ciężko nie pracowałem. Czasem mam dziś takie momenty, w których nie wierzę, że to się udało, że miałem tyle siły, żeby tego dokonać – wspomina.

Bez taryfy ulgowej
Paweł musiał zrealizować program, którego wymagała strona niemiecka. Zajęcia odbywały się oczywiście w języku naszych sąsiadów. –  To były jedne z najtrudniejszych przedmiotów, jakie tam istnieją. Niemcy postawili poprzeczkę wysoko – opowiada. Warunkiem przystąpienia do obrony pracy inżynierskiej w Niemczech, oprócz zaliczenia wszystkich przedmiotów, był oczywiście pozytywny wynik obrony w Polsce.

–  Pisałem w Niemczech pracę i jednocześnie uczyłem się do egzaminów, zdałem wszystkie, zaliczyłem seminarium. Potem musiałem wracać do Polski. Po obronie pracy inżynierskiej na Politechnice Rzeszowskiej w ten sam dzień miałem rekrutację na studia magisterskie, a dzień później jechałem znów do Niemiec, gdzie za kilka dni miałem tamtejszą obronę – wspomina. Pracę dyplomową (jej treść była ta sama na obu uczelniach) napisał na podstawie przygotowanej przez siebie aplikacji. Na kilka tygodni przed obroną mało spał, pracował siedem dni w tygodniu. –  Pracę pisałem w technicznym języku angielskim, co było dodatkowym utrudnieniem – tłumaczy.

Sam temat pracy dyplomowej Pawła był propozycją promotora, doktora Sławomira Samoleja, który potrzebował aplikacji webowej do obsługi dokumentów. Dr Samolej jest uczelnianym koordynatorem ds. programu Erasmus+. –  Żeby zautomatyzować i przyspieszyć proces tworzenia dokumentów, wyszedł z pomysłem stworzenia takiego systemu, w którym raz wprowadzone dane w ciągu kilku sekund pozwolą wygenerować kilka dokumentów. Stworzyłem całą aplikację, w której wszystko jest zabezpieczone, jeśli chodzi o dane osobowe – tłumaczy Kocan.

Czy miał jakąś taryfę ulgową, ponieważ był studentem Erasmusa? – Zupełnie nie. Była za to pewna  różnica pomiędzy studiowaniem na Politechnice Rzeszowskiej a w Fachhochschule Südwestfalen. U nas wszystkie laboratoria są obowiązkowe. Z kolei w Niemczech można cały semestr nie chodzić na zajęcia, ale jeśli przyjdzie się na egzamin i go zda, to ma się zaliczone. Tylko praktycznie jest to mało możliwe, jeśli nie uczestniczyło się wcześniej w żadnych wykładach ani laboratoriach – wyjaśnia Paweł. –  I jeszcze jedno: W Polsce najwyższą oceną jest piątka, w Niemczech jedynka.

Samo nic nie przyjdzie
Paweł przyznaje, że taki wyjazd musi zostać poprzedzony intensywną nauką języka obcego. – Jeśli ktoś nie zna podstawowych zwrotów, to bardzo ciężko nauczyć się specjalistycznych wyrażeń, które trzeba zaprezentować na laboratorium czy egzaminie. Decyzja o wyjeździe powinna być dobrze przemyślana – nie ukrywa. Radzi, by zabezpieczyć się na wszystkie sposoby: wykupić ubezpieczenie, kartę EURO26, sprawdzić rozkład miasta, rozpoznać drogi dojazdu, zobaczyć, czy w okolicy znajduje się lotnisko. –  Samo nic nie przyjdzie. Jest takie powiedzenie, że cierpliwy to i kamień ugotuje. Jak będziemy wytrwale dążyć do celu, to w końcu osiągniemy sukces – podsumowuje Paweł.

Obecnie jest na studiach magisterskich, na kierunku informatyka ze specjalnością inżynieria systemów komputerowych. Gdyby nie pandemia, zastanawiałby się nad wyjazdem w ramach programu Erasmus+ do Norwegii.