Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji
Data publikacji: 23.06.2021 r.
Gdy zdejmuję kask, bywa, że ludzie reagują: „O, kobieta!” – śmieje się Martyna Kondratowicz. Zdziwienie rośnie, kiedy okazuje się, że jej pasażerem jest... mama.
Twoja najbardziej szalona motocyklowa przygoda to...
...wyprawa na Nordkapp! To była podróż życia! Nigdy nie marzyłam o Nordkappie [Przylądek Północy w Norwegii, częsty cel podróżników udających się w te rejony – przyp. red.] i nawet nie sądziłam, że jest to w zasięgu moich możliwości. Ówczesny chłopak zaproponował mi ten wyjazd raptem po miesiącu znajomości. Istne wariactwo, a do zrobienia mieliśmy 7000 kilometrów w dwa tygodnie! Oczywiście spanie tylko pod namiotem i jedzenie tego, co zabraliśmy ze sobą z Polski. Przejazd przez Litwę, Łotwę, Estonię, potem promem do Finlandii i już dalej motocyklem do Norwegii na Nordkapp. Powrót odbywał się wzdłuż Norwegii do Szwecji (Karlskrona), następnie promem do Polski. Nie mogłam doczekać się wyjazdu. Jechaliśmy jego motocyklem – Moto Guzzi Stelvio 1200.
Przygody zaczęły się już na starcie, bo chłopak kilka godzin przed wyjazdem przypomniał sobie, że nie zrobił przeglądu motocykla. I tak, zapakowany po uszy, jechał dopiero na stację diagnostyczną. Problemy mieliśmy też po zatankowaniu paliwa na Litwie. Motocykl dławił się, aż w końcu zgasł na środku drogi. Zepchnęliśmy go na pobocze, na szczęście po krótkim czasie odpalił.
Kolejna akcja była wtedy, gdy 100 km od promu zorientowaliśmy się, że nie przestawiliśmy zegarka. Oczywiście się spóźniliśmy, a brama wjazdowa zamknęła się dosłownie na naszych oczach! Podczas wyprawy każdego dnia robiliśmy od 200 do 600 kilometrów. Im dalej na północ, tym było dużo zimniej, mimo że był środek lata! Kiedy odczuwalna temperatura wynosi jakieś 0-5 stopni, do tego wieje silny wiatr, bywa naprawdę trudno. Jednak wszystko wynagradzały nam przepiękne krajobrazy. Nie widziałam jeszcze tak dziewiczego kraju jak Norwegia. Siedząc z tyłu na motocyklu, robiłam zdjęcia i kręciłam filmiki. Po przekroczeniu koła podbiegunowego wzdłuż drogi było coraz więcej reniferów. Jeden nawet biegł koło nas, co udało mi się sfilmować. Nordkapp zrobił na mnie ogromne wrażenie. Stałam na klifie, przy barierce, a przede mną była wielka przestrzeń i ocean zmieszany z niebem. Coś nieprawdopodobnego! Przyjechaliśmy o 23.00, a było jasno jak za dnia.
Gdzie spędziliście noc?
Na klifie w namiocie, na kamieniach. Było bardzo niewygodnie. W nocy wiał przeraźliwie silny wiatr. Miałam wrażenie, że odfruniemy. Przy składaniu namiotu niewiele brakowało, a wiatr by nam go zwiał. Rano poszliśmy do obserwatorium i tam spotkaliśmy chłopaka, który jechał z Polski… na rowerze! Mijaliśmy go dzień wcześniej, gdy był kilkanaście kilometrów od celu. Jakie trzeba mieć samozaparcie i siłę, żeby zdecydować się na taki wyjazd! Niestety, nie mogliśmy zostać dłużej na Nordkapp, następnego dnia jechaliśmy już w kierunku domu, żeby zdążyć na prom w Karlskronie… czyli jeszcze jakieś
3500 km.
Historia, którą opowiadasz, może być inspiracją dla innych, zwłaszcza kobiet. Taki jest zresztą cel bloga Kobieta na motocyklu, który prowadzisz.
Dzisiejsze czasy pokazują, że kobiety mogą wszystko, znają się na inżynierii i są świetnymi ekspertkami w dziedzinach kiedyś uważanych za domenę mężczyzn. Ale nie wszystkie wierzą w siebie. Jestem świetnym przykładem na to, że jak się jest zdeterminowanym, to można wiele zdziałać. Prawo jazdy na motocykl zrobiłam, wbrew mamie, w wieku 25 lat. Nie chciałam słuchać o tym, że to niebezpieczne i po co mi to, chciałam zrobić uprawnienia, kupić motocykl i zwiedzać świat. Dziś bywa, że gdy zdejmuję kask, ludzie reagują z zaskoczeniem: „O, kobieta!”. Zdziwienie budzi też to, że jeżdżę... z mamą, którą przekonałam do motocykla! Oprócz tego wożę ze sobą trzy wypakowane po brzegi kufry. Jestem raczej drobna i niewysoka, a mimo to potrafię utrzymać ciężki motocykl i przejechać trzy tysiące kilometrów na jednej wyprawie. Nie tak dawno wybraliśmy się razem na dziesięć dni na Ukrainę Hondą Transalp 600XL z 1993 roku.
Motocyklowe wyprawy są spontaniczne czy zaplanowane?
Najczęściej są to spontaniczne wyjazdy rekreacyjne, ale zdarzają się też wyprawy zorganizowane, jak np. zloty transalpowe [kilkudniowe spotkania miłośników legendarnej Hondy Transalp – przyp. red.]. W przypadku Ukrainy była to zaplanowana wycieczka na siedem motocykli. Mieliśmy zarezerwowaną trasę i noclegi. Ale zazwyczaj decyzja o wyjeździe zapada tydzień czy nawet dzień przed. Pakujemy się szybko, śpimy pod namiotami lub u znajomych. Mama jest szalona jak ja, i kocha jeździć po drogach leśnych, po szutrach, z dala od cywilizacji. Lubimy, gdy pojawiają się jakieś przeszkody, błoto, wielkie kałuże. Jednak mierzymy siły na zamiary. Kiedy zapowiada się ryzykowny przejazd, mama schodzi z motocykla i pokonuje odcinek pieszo, a ja przejeżdżam sama, po czym wsiada i kontynuujemy podróż.
Właśnie, ryzyko... Erasmus też był ryzykiem – jechałaś w nieznane.
Od tego w zasadzie wszystko się zaczęło. Na Erasmusa na Węgry wyjechałam na semestr zimowy roku 2012/2013 z koleżanką, żeby nie czuć się samotna. Studiowałyśmy turystykę i rekreację międzynarodową na Eötvös Loránd University w Budapeszcie. Przede wszystkim był strach, czy w ogóle się dogadam, swoją znajomość angielskiego oceniałam wówczas jako marną. Martwiłam się, jak zaliczę przedmioty. Ale trzeba zacząć do tego, że ogromnym zaskoczeniem był dla mnie sam fakt, że się dostałam na Erasmusa. W tamtym czasie w ogóle sobie nie ufałam. Mówiłam: „Spróbuję, ale pewnie i tak się nie uda”. Ale się udało! Pięć miesięcy studiów upłynęło szybko, a ja bez problemu pozdawałam egzaminy. Co mi dał ten wyjazd? Uwierzyłam w siebie. Skoro udało mi się zakwalifikować na wymianę studencką, która była dla mnie ważna, to dlaczego nie realizować innych marzeń? Będąc na Węgrzech, postanowiłam, że kiedyś wrócę
tu na motocyklu. Wszystko przede mną. Erasmus otworzył mi oczy, że dla chcącego nic trudnego.
Oprócz bariery językowej jakie jeszcze czekały cię wyzwania?
Adaptacyjne. Czy będę się tam dobrze czuć? Czy ludzie mnie zaakceptują? Ale odnalazłam się. Muszę powiedzieć, że jako dziecko, potem nastolatka, byłam zamknięta w sobie, bardzo cicha i nieśmiała, wolałam słuchać, niż mówić.
Od cichej myszki do pewnej siebie kobiety.
To prawda. Widzę, że z roku na rok jestem coraz silniejsza, a moja wiara w siebie coraz większa. Ogromnie się z tego cieszę, czasami aż siebie nie poznaję. Motocykl i zloty dają mi wielką frajdę, a naprawy w garażu – satysfakcję.
Większość rzeczy potrafisz naprawić sama?
Umiem wymienić akumulator, moduł zapłonowy, olej, świece i inne elementy, a w zeszłym roku razem z moim partnerem, Marcinem, rozebraliśmy mój motocykl prawie do ramy. Okazało się, że są elementy, które nie były wymieniane
od 27 lat! A powinny być wymieniane cyklicznie. Praca przy naprawach tak mi się spodobała, że myślę o stworzeniu na ten temat kanału na YouTubie. Jest dużo podobnych, ale po angielsku, no i na żadnym nie widziałam kobiety.
Jednak motocykl nie od zawsze był twoim marzeniem?
Wcześniej kojarzył mi się wyłącznie ze ścigaczami. Dopiero z czasem zobaczyłam, że można jeździć bezpiecznie, zabrać bagaż, pojechać na wycieczkę. I zaczęłam marzyć o zrobieniu prawa jazdy na motocykl. Zmieniłam nie tylko swoje nastawienie, ale też nastawienie mamy. Na początku nie potrafiła przyjąć mojej pasji do wiadomości. Żeby ją zrozumieć, musiała poznać środowisko transalpów [motocykliści jeżdżący transalpami – motocyklami marki Honda w kategorii turystycznej enduro – przyp. red.], ludzi bardzo przyjaznych, na których można liczyć.
Motocyklista kojarzy mi się z indywidualistą. A jednak tworzycie społeczność.
Motocykliści są otwarci i różnorodni. Niektórzy uwielbiają podróże solo, inni w grupie. Są Motopomocni, którzy pokazują, jak jeździć bezpiecznie. Są grupy, które uczą jazdy off road. Coraz więcej jest też kobiet, które się organizują. Tak powstała społeczność Baby na motóry, do której z mamą należymy. W zeszłym roku byłyśmy pierwszy raz na damskim zlocie. Byłam zaskoczona, ile dziewczyn jeździ na crossach [motocykle do jazdy ekstremalnej w tereni – przyp. red.] po szutrach i ile mają siły.
Ty też na każdym kroku udowadniasz, że jesteś silna.
Trudne sytuacje pokazały mi, że potrafię więcej, niż mi się wydaje. W czasie pandemii mnie i Marcina zwolnili z pracy, a nasze życie... stało się prostsze! Przeprowadziliśmy się do Poznania, wykańczaliśmy mieszkanie. Mogliśmy w końcu zająć się tym, co czekało na lepszy moment. Otworzyliśmy sklep z ubrankami dla dzieci – Bianco Puro, a Marcin firmę doradczą PM Support, zajmującą się zarządzaniem projektami. Zaczęłam pisać bloga motocyklowego i mam wreszcie czas na pasję fotograficzną, więc prowadzę portfolio na Facebooku – Foto Ślad. Nie ma sytuacji bez wyjścia, wystarczy być elastycznym i otwartym na nowe możliwości.
Słowniczek motocyklisty:
LwG – lewa w górę – pozdrowienia
dla motocyklistów na drodze
budzik – licznik
centralka – centralna podstawka motocykla
choinka – motocykl wyposażony
w dużą ilość dodatkowego oświetlenia
dzwon, gleba, szlif – wywrotka na motocyklu
garnek – kask
handbary – osłony dłoni