treść strony

Erasmus u podnóży Wezuwiusza

Doświadczenia erasmusowe są bezcenne, nawet jeśli trzeba przedłużyć studia. Po latach nie będzie to miało znaczenia! – mówi neurolożka Joanna Piotrowska, która część swoich studiów odbyła w Neapolu

  • Zdaniem Joanny Piotrowskiej warto wyjechać na erasmusa nawet kosztem dłuższych studiów

    fot. Kama Bork Photography

  • Neapol okazał się wspaniałym miejscem

    fot. archiwum prywatne

Jest pani nie tylko neurologiem, ale też lekarzem medycyny stylu życia. Co się kryje pod tą specjalizacją?
To jedna z dyscyplin medycyny konwencjonalnej, której celem jest zapobieganie chorobom cywilizacyjnym, takim jak otyłość, cukrzyca czy choroby sercowo-naczyniowe. Ta specjalizacja jest bardzo mocno rozwinięta w krajach śródziemnomorskich. Dużo inspiracji dotyczących możliwości terapeutycznych czerpię z literatury włoskiej – zresztą podobnie jak w przypadku chorób Alzheimera czy Parkinsona. Często jest tak, że nowe metody leczenia w neurologii szybciej dostępne są we Włoszech niż w Polsce.

Właśnie we Włoszech była pani na Erasmusie. To był pani pomysł?
Nie, na tę przygodę namówiła mnie moja koleżanka Ewa, która również studiowała medycynę na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, ale była rok niżej. Ostatecznie została pediatrą. Od początku studiów nastawiała się na wymianę międzynarodową. A mnie ten pomysł się spodobał, zwłaszcza że miałam wtedy dwie miłości – włoską kulturę i włoski język. Jednak z wyjazdem postanowiłam poczekać do piątego roku studiów. 

Aż tak długo?
Zależało mi na tym, aby w Polsce zdać egzaminy z kluczowych przedmiotów, takich jak farmakologia, pediatria, chirurgia, psychiatria i choroby wewnętrzne, czyli tzw. interna. Wyszłam z założenia, że jeśli zaliczę te przedmioty w kraju, podczas wyjazdu będę miała więcej czasu na zwiedzanie. Potem żałowałam jednak, że nie zdecydowałam się na stypendium rok wcześniej. Radzę wszystkim, aby nie odkładali planów wyjazdowych na później!

Dlaczego Neapol?
Gdy podejmowałyśmy decyzję o wyjeździe, południe Włoch nie było tak popularne jak teraz. Większość osób jechała do Rzymu czy Mediolanu, a Neapol kojarzył się ze śmieciami i mafią. Jednak my przez cały czas pobytu tam czułyśmy się bezpieczne (i byłyśmy traktowane jak lokalsi z uwagi na znajomość języka). Sąsiedztwo morza i wulkanu sprawiało, że nie miałyśmy wątpliwości: jesteśmy w fenomenalnym miejscu. To było unikatowe doświadczenie – przed zajęciami lub po nich chodziłyśmy na plażę i podziwiałyśmy Wezuwiusza. Neapol okazał się miastem atrakcyjnym zarówno pod kątem turystycznym, jak i zawodowym. 

Wyjechała pani z koleżanką. Razem było raźniej?
Współpracowałyśmy już na etapie wyboru uczelni. Każdemu polecam zrobienie takiego researchu – najlepiej z osobami, które były już na wymianie w miejscu, do którego się wybieramy. Dowiedziałyśmy się, że w Neapolu są dwie uczelnie medyczne na bardzo wysokim poziomie. Wybrałyśmy University of Naples Federico II, mimo że znajdowała się na obrzeżach miasta. Zdecydowałyśmy, że wolimy mieszkać w centrum i dojeżdżać metrem. 

Same znalazłyście mieszkanie?
Przy pomocy koleżanki, która była na Erasmusie rok przed nami. Dzięki niej znalazłyśmy pokój w kamienicy. Wynajęłyśmy go wspólnie z Ewą, aby móc dzielić koszty. W pokojach obok mieszkali Chińczyk i dwóch Włochów, z którymi rozmawiałyśmy w ich ojczystym języku, co było wartością dodaną. Jeśli chodzi o sam język, miałyśmy wybór, czy realizować wymianę w języku włoskim czy angielskim. Wybrałyśmy pierwszy wariant, co było bardzo dobrą decyzją. Po pierwsze, dlatego, że mogłyśmy odbyć finansowany ze środków Erasmusa specjalistyczny kurs językowy w Sienie, w Toskanii, a po drugie – program studiów w języku angielskim był nieco okrojony. 

Czy ten wyjazd miał wpływ na wybór przez panią specjalizacji zawodowej?
Kiedy jechałam do Włoch, byłam w trakcie podejmowania przełomowej decyzji – rozważałam zarówno neurologię, jak i ginekologię. Mimo że obie dziedziny mnie fascynowały, stwierdziłam ostatecznie, że wolę mieć w gabinecie jednego pacjenta. A jednak ginekolog ma często dwóch: mamę i dziecko. 

Metody pracy włoskich medyków panią zaskoczyły?
Włoscy lekarze traktowali nas, studentów, po partnersku. Podczas przerw spędzali czas w kawiarni, potrafili się odciąć od pracy, wypić kawę i zjeść croissanta albo sałatkę. To cecha łącząca mieszkańców krajów śródziemnomorskich – w pełni korzystają z uroków sjesty. Zresztą w godzinach największych upałów zaplanowane były przerwy na lunch, co pozwalało złapać oddech. 

Nie mogę nie zapytać, jakie smaki Neapolu pani zapamiętała?
To miasto już zawsze kojarzyć mi się będzie z pizzą fritta, która jest zawijana i smażona na głębokim tłuszczu. Kto jej spróbuje, doświadczy czegoś niebywałego, mimo że jest to bomba kaloryczna. Uwielbiam też panino napoletano, czyli słodkawą bułkę z boczkiem, którą kupowałyśmy w piekarni w pobliżu naszego mieszkania. Najlepsze potrawy w Neapolu serwują te knajpki, które mieszczą się na uboczu i nie są opisywane w przewodnikach.

Odwiedziła pani jeszcze później Neapol?
Dwa razy. Mój mąż wiedział, jak bardzo kocham to miasto i z jakim sentymentem o nim mówię. W związku z tym postanowił mi się oświadczyć – właśnie w Neapolu!

Brzmi cudownie! Domyślam się za to, że powrót z Erasmusa do polskiej rzeczywistości nie był najłatwiejszy…
Po powrocie czułam niedosyt. Szukałam kolejnych możliwości. W ramach międzynarodowej wymiany naukowej SCORE, która umożliwia studentom medycyny pracę przy projektach badawczych na zagranicznej uczelni, poleciałam na półtora miesiąca na Tajwan. To było po szóstym roku studiów, przed rozpoczęciem stażu. 

Znalazła pani punkty wspólne między Neapolem a Tajwanem?
W obu miejscach na ulicach można spotkać mnóstwo seniorów, którzy korzystają z życia. Piją kawę w kawiarniach, uprawiają sporty, a młodsze pokolenia darzą ich wielkim szacunkiem. 

Czy doświadczenia zagraniczne wpłynęły na panią jako na lekarza?
Zdobyte umiejętności językowe są nie do przecenienia. Dzięki nim mogę nawiązywać swobodne relacje z pacjentami obcojęzycznymi i im pomagać. Podczas Erasmusa nabrałam większej pewności siebie, przekonałam się, że poradzę sobie w każdej sytuacji, co jest budujące. Jestem bardziej otwartą osobą, a to przekłada się na lepszy kontakt z pacjentami. Doświadczenia erasmusowe są bezcenne, nawet jeśli czasem trzeba przełożyć jakiś egzamin czy przedłużyć studia. Po latach nie będzie miało to wielkiego znaczenia, a druga szansa może się więcej nie powtórzyć.

Rozważa pani opcję pracy za granicą?
Jestem otwarta na wszelkie propozycje. Wielu moich znajomych lekarzy pracuje w Niemczech, we Francji czy we Włoszech. Co jakiś czas zerkam na zagraniczne oferty pracy. Nie ma we mnie lęku przed nowym wyzwaniem, pod warunkiem że będę mogła je pogodzić z życiem rodzinnym. Dzięki wymianie erasmusowej zniknęły ograniczenia, które miałam kiedyś w głowie. Dziś w Warszawie mam własną praktykę, a do centrum medycznego w Krakowie zatrudniam innych lekarzy. Ostatnio jeden z kardiologów przyznał mi się, że też był na Erasmusie we Włoszech, w Neapolu. Jak widać, świat jest mały!

*Joanna Piotrowska – lekarz neurolog, absolwentka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W latach 2013–2014 przebywała na Erasmusie we Włoszech, a w roku 2015 w ramach programu międzynarodowej wymiany naukowej dla studentów medycyny SCORE – na Tajwanie. Należy do Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, Polskiego Towarzystwa Bólów Głowy, International Parkinson and Movement Disorder Society, Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia oraz American College of Lifestyle Medicine. Obszar jej zainteresowań obejmuje głównie chorobę Alzheimera, Huntingtona, bóle głowy i long COVID. Obecnie pracuje w Centrum Medycznym Magwise w Warszawie, jest też dyrektorem SMOK Centrum Medycznego w Krakowie. Prywatnie miłośniczka nurkowania, lingwistyki oraz wycieczek rowerowych.