treść strony

Jak głosować na arenie europejskiej?

Raz na pięć lat mieszkańcy UE stają przed ważną decyzją: wyborem swoich przedstawicieli do europarlamentu. Co decyduje o tym, kto dostanie mandat – i dlaczego tak ważna jest frekwencja?

  • 45,6 proc. – tyle wyniosła w Polsce ogólna frekwencja w wyborach do PE w 2019 r.

    fot. Shutterstock

Czy można zaangażować się w coś, czego się nie rozumie? Pewnie można, ale co to za przyjemność. W przypadku wyborów do Parlamentu Europejskiego zdecydowanie lepiej jest wiedzieć, jak nasz głos przekłada się na podział mandatów – szczególnie że w tym przypadku poziom zaangażowania wyborców to kwestia dość istotna. Wyłanianie polskich przedstawicieli do europarlamentu jest bowiem jedynym procesem wyborczym w Polsce, w którym okręgi nie mają z góry przypisanej liczby mandatów, a o ich ostatecznym podziale decyduje liczba oddanych głosów, czyli pośrednio... frekwencja. W skrajnym przypadku z naszego regionu do Brukseli i Strasburga może się nie dostać nikt. Czy w takiej sytuacji jest sens stać z boku?

Co kraj, to obyczaj
Zanim przejdziemy do szczegółów – generalna uwaga: choć to wybory „europejskie”, unijne regulacje określają tylko liczbę miejsc w Parlamencie przysługujących poszczególnym państwom. Nie przesądzają natomiast, w jaki sposób kraje te mają wspomniane mandaty obsadzić. – Każdy członek Unii ma własne zasady precyzujące sposób wyboru swoich przedstawicieli – mówi Piotr Stec, analityk, strateg oraz wykładowca Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. 

Zasady te, zapisane w ordynacjach wyborczych, mocno się różnią. – Jednym z podstawowych czynników determinujących te różnice są systemy polityczne, historia oraz tradycje wyborcze poszczególnych krajów. To one właśnie wskazują na indywidualny charakter każdego systemu wyborczego – zaznacza prof. Stec.

Inny w poszczególnych krajach może być nawet termin głosowania.

Zresztą niedziela to najczęściej wybierany dzień głosowania – dane Parlamentu Europejskiego wskazują, że w ostatnim dniu tygodnia głosują zazwyczaj również Szwedzi, Niemcy, Francuzi, Hiszpanie i Portugalczycy.

W poszczególnych krajach odmiennie może wyglądać również kwestia czynnego prawa wyborczego oraz samej organizacji głosowania. W Polsce w wyborach do PE mogą wziąć udział osoby pełnoletnie – nie tylko Polacy, ale też obywatele innych krajów członkowskich, mieszkający nad Wisłą na stałe i wpisani do rejestru wyborców. Osoby ze znacznym bądź umiarkowanym stopniem niepełnosprawności oraz te, które najpóźniej w dniu głosowania kończą 75 lat, mają możliwość głosowania przez pełnomocnika. Może nim być tylko osoba wpisana do rejestru wyborców w tej samej gminie co udzielający pełnomocnictwa do głosowania lub posiadająca zaświadczenie o prawie do głosowania. Wyborcom niepełnosprawnym przysługuje także prawo do głosowania korespondencyjnego. 

Liczy się komitet
Miejsc w Parlamencie jest 720. Każdy kraj członkowski Unii Europejskiej ma zagwarantowaną reprezentację wynikającą z zasad równości i proporcjonalności – co w praktyce oznacza, że liczba miejsc dla danego państwa jest zależna do liczby jego mieszkańców. By zmniejszyć dominację największych krajów, przyjęto jednak zasadę tzw. proporcjonalności degresywnej, co w uproszczeniu oznacza, że każdy poseł i posłanka do PE z większego kraju reprezentuje więcej osób niż poseł czy posłanka z mniejszego kraju. W efekcie liczba mandatów dla poszczególnych państw wynosi od sześciu w przypadku najmniejszych państw (Cypr, Luksemburg czy Malta) do 96 – tyle obsadzają Niemcy.

Polska, obecnie z 53 mandatami, znajduje się w górnej części stawki. Jak wygląda proces obsadzania tych miejsc? – Nasz kraj podzielony jest na 13 wielomandatowych okręgów wyborczych, z których wybieramy 53 posłów. Upraszczając, można powiedzieć, że głosujemy w ramach województw, choć niektóre z nich są ze sobą połączone: np. małopolskie ze świętokrzyskim, warmińsko-mazurskie z podlaskim czy dolnośląskie z opolskim. Warszawa jest oddzielnym okręgiem, województwo mazowieckie, z wyłączeniem Warszawy, również – wyjaśnia prof. Piotr Stec.

Metody, etapy, obliczenia
Wspomniany podział miejsc odbywa się dwuetapowo. Najpierw na szczeblu ogólnokrajowym stosuje się metodę D’Hondta (belgijskiego matematyka). Liczba zdobytych przez poszczególne komitety głosów dzielona jest przez kolejne liczby naturalne (1, 2, 3, 4 itd.), uzyskane wyniki (ilorazy) szereguje się następnie w ciągu malejącym, a mandaty przydziela czołówce rankingu (w przypadku wyborów do PE – z pierwszych 53 miejsc). Dla przykładu, zastosowanie metody D’Hondta na poziomie czteromandatowego okręgu, w którym dwa komitety uzyskały odpowiednio 10 i 6 tys. głosów, oznaczałoby, że pierwszy z nich otrzymuje trzy miejsca, a drugi – jedno. Tak wynikałoby bowiem z listy największych ilorazów (komitet A: ilorazy 10000, 5000, 3333, a więc I, III i IV miejsce w rankingu, komitet B: 6000, 3000, 2000, czyli II, V i VI miejsce).

W drugim etapie wywalczone przez komitety mandaty dzieli się na 13 okręgów wyborczych. W tym przypadku zastosowanie znajduje metoda Hare’a-Niemeyera. W uproszczeniu: mnoży się liczbę mandatów zdobytych przez każdy komitet przez liczbę uzyskanych przez niego głosów – osobno w każdym z 13 okręgów. Wynik każdego z tych działań dzieli się następnie przez łączną liczbę głosów oddanych na ten komitet w skali kraju – czyli np. 15 x 150 tysięcy/800 tysięcy, co daje 2,81. Taki wynik oznacza, że komitet uzyskuje w danym okręgu dwa mandaty. Jeśli w ten sposób nie zostaną rozdzielone wszystkie miejsca – analizuje się to, co w wyniku zostało po przecinku, a mandaty uzyskują komitety z największymi resztami. Trudne? Wystarczy potrenować na przykładach, by wszystko stało się jasne.

Co taka ordynacja oznacza w praktyce? Po pierwsze – że duża frekwencja w danym okręgu może sprawić, iż przypadnie mu dodatkowy mandat (bo inny region go straci). Po drugie – że kandydaci z różnych okręgów wyborczych konkurują nie tylko z rywalami z innych list, ale także między sobą. Dlatego właśnie partie promują jednych kandydatów bardziej niż innych – w zależności od tego, jakie szanse mają oni na dobry wynik w danym okręgu.

Nieobecni nie mają głosu
Czy argumenty o znaczeniu frekwencji dla wyników Polacy brali dotąd pod uwagę? Niekoniecznie, choć pięć lat temu wynik nie był najgorszy. Frekwencja ogólna wyniosła 45,68 proc. i była najwyższą z dotychczasowych. W głosowaniu wziął jednak udział tylko co czwarty młody Polak – z grupy wiekowej 18-29 lat głos oddało 27,6 proc. uprawnionych. W Europie wyniki są porównywalne, a najwyższa frekwencja jest tam, gdzie głosowanie – przynajmniej formalnie – jest obowiązkowe. Na przykład w Belgii za brak udziału w głosowaniu grozi kara pieniężna, a osoby, które notorycznie nie chodzą na wybory, wykreśla się z rejestru wyborców. Podobnie jest w Luksemburgu – nic więc dziwnego, że w obu krajach w 2019 r. zagłosowało 84-88 proc. uprawnionych.

Czy jednak nie lepiej głosować po dobroci – skoro już wiemy, jak to wszystko działa? 

SPRAWDŹ NA WŁASNEJ SKÓRZE!
Unijne fundusze umożliwiają obywatelom korzystanie z różnych inicjatyw pozwalających zgłębić wiedzę na temat Unii Europejskiej. Jedną z takich możliwości są Centra Multimedialne Europa Experience, rozmieszczone w wielu miastach UE. Można się z nich dowiedzieć nie tylko tego, jak Unia wpływa na nasze życie codzienne i jak funkcjonuje jako wspólnota, ale także wcielić się w rolę europosła, zasiadając w ławach Parlamentu Europejskiego. I to zupełnie za darmo. Warszawskie Centrum Europa Experience znajduje się przy ul. Jasnej 14/16A, w budynku Biura Parlamentu Europejskiego.