Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji
Data publikacji: 19.12.2022 r.
Przyjechała na Erasmusa z Osaki do Krakowa, bo interesował ją Holokaust. Zakochała się w naszym kraju, a ciekawostkami o Polsce dzieli się z Japończykami w mediach społecznościowych. Poznajcie Hotaru Takahashi.
AG: Marzyłaś o studiach w innym kraju, ale dlaczego wybrałaś akurat Polskę?
HT: Zawsze chciałam studiować w Europie, ale koniecznie w kraju nieanglojęzycznym. Polskę i Kraków wybrałam zaś z powodu mojego zainteresowania Holokaustem. Gdy miałam 11 lat, dziadek zabrał mnie na wycieczkę do Auschwitz i pamiętam, że obóz zrobił na mnie piorunujące wrażenie. W Japonii studiowałam stosunki międzykulturowe i kiedy w 2019 r. pojawiła się możliwość wyjazdu na Erasmusa do Krakowa, od razu się zdecydowałam. Kształciłam się przez pół roku na Uniwersytecie Jagiellońskim i byłam wolontariuszką w żydowskim centrum w Krakowie. Jednak wybuch pandemii koronawirusa spowodował, że musiałam wrócić do Japonii.
Ale marzeń o studiach w Polsce nie porzuciłaś i w 2021 r. przyjechałaś tu po raz drugi.
Tak, tym razem wybrałam Wrocław, ponieważ na tutejszym uniwersytecie znalazłam interesujący mnie kierunek – komunikację wizerunkową. Planuję bowiem pracę w reklamie. Uwielbiam Polskę, czuję się tu bezpiecznie i nigdy nie miałam do czynienia z dyskryminacją rasową. Po studiach planuję zostać tu na stażu, a potem podróżować po Europie. Nie chcę wracać do Japonii.
Dlaczego?
W Japonii kobiecie trudniej zrobić karierę zawodową niż w Europie. Pracodawca od razu zakłada, że kobieta zajdzie w ciążę, urodzi dziecko i przestanie pracować. A ja chcę łączyć życie rodzinne z pracą.
Jak zareagowali twoi rodzice, gdy im powiedziałaś, że przeprowadzasz się do Polski?
Nie byli zaskoczeni, ponieważ ciągle im powtarzałam, że będę studiować za granicą. Kiedy wyjeżdżałam do Polski po raz drugi, zrobiłam rodzinie prawie biznesową prezentację (śmiech). Pokazałam zdjęcia Krakowa i innych miast, dołączyłam filmy. Wyjaśniłam, jaki mam plan. Zobaczyli, że to przemyślana decyzja.
Czy wyjeżdżając z Japonii do Polski, wiedziałaś cokolwiek o naszym kraju?
Po wycieczce z dziadkiem do Auschwitz sporo czytałam o waszym kraju. Poza tym gościłam w Osace dwie osoby z Polski, z którymi dużo rozmawiałam. Polska więc ciągle jakoś się przewijała w moim życiu.
Ale chyba jesteś wyjątkiem wśród Japończyków? Zapewne wielu twoich kolegów nic nie wie o naszym kraju?
Fakt. Polska nie jest w Japonii popularnym kierunkiem wycieczek. Głośniej o waszym kraju zrobiło się u nas dopiero teraz, w kontekście pomocy uchodźcom z Ukrainy. Ja jednak w Krakowie nie czułam się wyobcowana. Na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowało kilku Japończyków, z którymi cały czas utrzymywałam kontakt.
Rozmawiałaś z nimi o Polsce? Coś was w naszym kraju dziwiło?
Wszystko nam się podobało! Mam wrażenie, że Polacy i Japończycy mają ze sobą wiele wspólnego. My, tak jak i wy, z dystansem podchodzimy do nowych znajomości i potrzebujemy czasu, aby z kimś się zaprzyjaźnić. W kulturze anglosaskiej zaś bliskie znajomości nawiązuje się już po jednym wieczorze w pubie. Natomiast bardzo mnie w Polsce zdziwiła kultura picia alkoholu...
Że zbyt dużo pijemy? A Japończycy nie chodzą po pracy na drinka?
Ale nie piją tak dużo wódki. Sięgamy raczej po słabsze alkohole. W Polsce, jak zauważyłam, normą na studenckich spotkaniach jest to, że z każdym trzeba się napić. Tu naprawdę trzeba mieć mocną głowę (śmiech).
Nie wiem, czy taki obraz Polaków mi się podoba... Ale na TikToku mówisz też o innych naszych cechach, na przykład o tym, że Polacy na ogół nie noszą parasolek.
Tak, to jedno z moich spostrzeżeń. Ja zawsze noszę parasolkę, choć koledzy ze studiów mi podpowiadali, że wystarczy kurtka z kapturem i przekonywali, że chodzenie w deszczu jest przyjemne. Moje nagranie o tym, że Polacy rzadko noszą parasole, było w Japonii bardzo popularne i szeroko komentowane.
Inny z filmików w mediach społecznościowych poświęciłaś polskim sklepom.
Staram się kręcić filmiki podczas zakupów, bo zauważyłam, że moich obserwatorów z Japonii interesuje, jakie macie towary na półkach. Pokazuję swoje normalne życie, jakie wiodę w waszym kraju. Chwalę, że w Polsce jest spokojniej, nie ma takiego pędu i tłumów jak w Osace.
Uczysz się języka polskiego?
Tak, mamy na studiach obowiązkowe lekcje języka polskiego. I nawet umiem już trochę mówić w waszym języku! Staram się to wykorzystywać, gdy robię zakupy lub składam zamówienie w kawiarni. Próbuję też rozmawiać po polsku ze znajomymi z uczelni, choć wszystkie zajęcia mamy po angielsku.
Czym różni się studiowanie w Polsce od studiów w Japonii?
Na japońskich uczelniach w każdych zajęciach uczestniczy od 50 do 100 osób, więc nie ma czasu na indywidualne podejście, rozmowy. Na uniwersytetach w Krakowie i Wrocławiu grupy studentów liczyły maksymalnie po 30 osób. Każdy z nas miał więc szansę, by zaprezentować swój projekt, wysłuchać ocen wykładowcy i kolegów. To bardzo motywujące i niezwykle to doceniam. Na studiach w Japonii mamy tylko wykłady, więc jedynie słuchamy tego, co mają nam do przekazania prowadzący. W Polsce zaś studenci angażują się w różne projekty i uczą, jak wykorzystywać praktycznie zdobytą wiedzę. Różni się też życie studenckie. Większość japońskich studentów pracuje, więc prosto z zajęć biegnie zarabiać pieniądze i nie ma czasu na rozrywki. Zupełnie inne są także akademiki. W Japonii to malutkie mieszkanka z własną kuchnią i łazienką. Cenimy sobie prywatność. Nie ma wspólnych przestrzeni jak w akademikach w Polsce.
Zauważyłaś w Polsce modę na sushi? Miałaś okazję spróbować u nas tego japońskiego smakołyku?
Raz spróbowałam sushi z supermarketu i to było doznanie… ekstremalne! Nie polecam i nigdy więcej tego nie powtórzę. Ale sushi serwowane w specjalnych barach jest OK.
A co ci najbardziej u nas smakuje?
Pączki! Zrobiłam nawet na studiach analizę brandingu marki Dobra Pączkarnia. Ja w ogóle uwielbiam słodycze, ale polskie pączki to teraz mój numer jeden i często są bohaterami moich zdjęć z waszego kraju (śmiech).