treść strony

Zakochana wolontariuszka w Laponii

Asia Kananen na wolontariacie w Finlandii poznała swojego obecnego męża. Ale to nie z jego powodu została na kole podbiegunowym na stałe.

  • fot. archiwum prywatne

  • fot. archiwum prywatne

  • fot. Miika Hamalainen

MŚ: Jak to się stało, że wyjechałaś do Finlandii? Bo podobno marzyłaś o wolontariacie w małym włoskim miasteczku…
AK: Kiedy w 2017 r. skończyłam kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim, bardzo żałowałam, że w czasie edukacji nie skorzystałam z Erasmusa+. Chciałam spróbować życia za granicą, z dala od rodziny i strefy komfortu. Jako absolwentka zaczęłam więc szukać okazji wyjazdu na wolontariat. Marzyłam o małej, słonecznej miejscowości gdzieś we Włoszech, ale los zaprowadził mnie na zupełnie inny kraniec Europy. Znalazłam ofertę pracy w świetlicy dla dzieci w Turku. Wówczas o Finlandii nie wiedziałam prawie nic, nawet w bibliotece nie było za dużo książek o tym kraju, a mimo to spakowałam się w jedną walizkę i wyruszyłam na północ, w nieznane. Jak się okazało, odkryłam wymarzone miejsce do życia.

W czasie wolontariatu w Finlandii nie tylko pracowałaś, ale też przeżyłaś mnóstwo przygód: spałaś w leśnej chacie przy 30-stopniowym mrozie, prowadziłaś psi zaprzęg i podziwiałaś zorzę polarną.
Rzeczywiście, wolontariat to okazja nie tylko do pracy i zdobywania doświadczenia zawodowego, ale też przeżywania niesamowitych przygód. Od początku wiedziałam, że chcę zwiedzić jak najwięcej, m.in. Laponię. Gdy powiedziałam o tym współpracownikom, byli zdziwieni, że mam zamiar zapuszczać się tak daleko na północ i żartowali, że zjedzą mnie niedźwiedzie (śmiech). Finowie z południa – przynajmniej ci, których znam – niechętnie podróżują poza swój region. Ja się odważyłam i nie żałuję!

To była kosztowna przygoda?
Wynagrodzenie na wolontariacie nie było wysokie – dostawałam około 300 euro miesięcznie, więc podróż musiała być budżetowa. Stąd też pomysł na noclegi w leśnej chacie mimo minusowej temperatury. Po lesie brodziłyśmy z koleżankami, również wolontariuszkami, po kolana w śniegu, bo nie wiedziałyśmy, że potrzebne są rakiety śnieżne. Po raz pierwszy zobaczyłam wtedy zorzę polarną. To było coś niezwykłego! Zrealizowałam też swoje największe marzenie, którym było prowadzenie psich zaprzęgów. Dziś to wszystko stało się moją codziennością, bo postanowiłam zostać w Finlandii na stałe i teraz to ja organizuję wycieczki dla turystów.

Wróćmy jeszcze na chwilę do wolontariatu. Jak wspominasz pracę w świetlicy?
W pierwszej placówce, do której trafiłam, nie do końca mi się podobało. Chciałam realizować własne pomysły, ale to się nie udało. Po jakimś czasie przeniosłam się więc do innej świetlicy, w której działała pracownia artystyczna i tam rzeczywiście mogłam wyżyć się twórczo, prowadząc zajęcia dla dzieciaków. Przede wszystkim jednak w czasie wolontariatu poznałam fantastycznych ludzi, bo niepisana zasada głosi, że wolontariusze z całego kraju, których spotyka się w czasie zjazdów, zapraszają na nocleg do swoich domów innych wolontariuszy. Dzięki temu można podróżować niewielkim kosztem. W ten sposób poznałam też swojego obecnego męża, Fina, który pracował z jednym z wolontariuszy. Ale parą zostaliśmy znacznie później, gdy przeprowadziłam się do Laponii.

Czyli to nie miłość zdecydowała, że zostałaś w Finlandii na stałe?
Zdecydowała o tym moja fascynacja tym niezwykłym krajem. W 2018 roku, po zakończeniu rocznego wolontariatu, dużo podróżowałam po Finlandii i odkryłam, że jest tu jeszcze mnóstwo fascynujących miejsc do zobaczenia. Postanowiłam tu trochę pomieszkać i zaczęłam szukać pracy. Znalazłam zatrudnienie w firmie turystycznej w Rovaniemi, ale szybko doszłam do wniosku, że taka masowa turystyka nie do końca mi odpowiada, więc sama zaczęłam organizować kameralne wycieczki dla turystów. I tak do dziś zapewniam im przygody, po których wspomnienia zostają do końca życia, bo np. wyprawę psimi zaprzęgami w poszukiwaniu zorzy polarnej trudno zapomnieć. W międzyczasie wzięłam też ślub, urodziłam dziecko i na razie nie wyobrażam sobie życia poza Finlandią.

Twój ślub był dość nietypowy...
Tak (śmiech). Został zorganizowany spontanicznie. W uroczystości wzięliśmy udział tylko ja z mężem, ubrani na luzie – ja w białych, jeansowych ogrodniczkach i w trampkach! – oraz nasi rodzice. Ceremonia w urzędzie trwała niecałe pięć minut, a po wszystkim świętowaliśmy w saunie i wynajętej bani. Oczywiście nie wszystkie śluby w Finlandii tak wyglądają, choć zdecydowanie różnią się od polskich – nie są tak wystawne i huczne. Fińskie śluby to raczej spotkania w rodzinno-przyjacielskim gronie z jednym ciepłym posiłkiem, zazwyczaj bez dużych ilości alkoholu i często bez tańców. Finowie nie lubią robić niczego na pokaz, żyją raczej spokojnie, skromnie, blisko natury.

To w nich cenisz?
Bardzo. Zwłaszcza że mam wrażenie, iż sama się trochę pod ich wpływem zmieniłam. Gdy tu przyjechałam, byłam bardzo głośną i żywiołowo gestykulującą osobą. Niektórzy Finowie wręcz się mnie bali (śmiech). Przebywając wśród nich, bardzo się wyciszyłam i uspokoiłam. Nie zgadzam się jednak ze stereotypem, że Finowie są oziębli. Powiedziałabym raczej, że cenią sobie spokój i zdrowy dystans od innych, również fizyczny. Kiedy podczas pandemii nakazano zachowywanie 1,5-metrowego dystansu między ludźmi, Finowie żartowali: czemu tak mało? To nie jest tak, że oni nie lubią ludzi, ale tym, co ich cieszy najbardziej, jest kontakt z przyrodą. Nigdy wcześniej nie żyłam tak blisko natury jak tu i nie wyobrażam sobie powrotu do wielkomiejskiego, korporacyjnego, zamkniętego w biurze życia. Mój kilkumiesięczny syn, podobnie jak inne fińskie dzieci, większość dnia spędza – niezależnie do pogody – na zewnątrz. Kilkustopniowe mrozy nie są tu przeszkodą do spacerów z niemowlakiem. Nasz syn wchodzi też z nami do sauny, choć oczywiście na krócej niż my.

Finowie rzeczywiście tak ochoczo korzystają z sauny?
To ważny element życia, również społecznego. W saunie obowiązują konkretne zasady zachowania – nie wolno się kłócić ani głośno rozmawiać. Większość Finów ma w domach własne sauny. To nie jest tutaj żaden luksus, tylko taki sam standard jak kuchnia czy toaleta. My też mamy w domu saunę. Rozpalamy ją dwa razy w tygodniu – w środy i soboty oraz gdy zapraszamy znajomych, w czasie przyjęć i świąt. Nie wyobrażam już sobie Wigilii bez pobytu w saunie. Ten luz, bycie w kontakcie ze swoim ciałem i naturą sprawiają, że Finlandia to świetne miejsce do życia i nie chce się stąd wyjeżdżać.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 2/2023: