Nie wolno marnować takiej szansy. Spotkanie z rodzimym użytkownikiem języka, wspólne zabawy, gotowanie, uprawianie sportu, a nawet wytwarzanie papieru czerpanego, żeby wydać własną kolorową książkę, to właśnie stwarzana co roku przez Fundację Kościuszkowską szansa dla kilkuset młodych ludzi.
Amerykańscy nauczyciele-wolontariusze przyjeżdżali do Polski na letnie spotkania z dziećmi i młodzieżą. Były to, i mam nadzieję jeszcze będą, niezwykłe lekcje języka angielskiego. Niestety już drugi rok muszą się odbywać online z powodu pandemii. Ale ciągle nie brakuje chętnych do wzięcia udziału w takiej przygodzie po obu stronach oceanu. Realistyczna ocena celów tych spotkań nie pozwala uznać, że mamy do czynienia z kursem językowym w zwykłym rozumieniu tego terminu. Chociaż zajęcia są starannie zaplanowane i przygotowane, a ich uczestnicy intensywnie doskonalą wszystkie sprawności językowe, to stosunkowo krótki kontakt i koncentracja na zabawie nie przyniosą wyraźnych formalnych postępów w znajomości języka, dających się zmierzyć wystandaryzowanym testem.
Można jednak z pewnością pokusić się o stwierdzenie, że uczestnicy osiągają postęp w przełamywaniu lęku językowego, a to właśnie dla wielu osób jest szczególnie trudna do pokonania przeszkoda w poznawaniu i korzystaniu z języka obcego. Lęk językowy może być zdefiniowany jako „obawa doświadczana, gdy wymagane jest użycie języka drugiego, którym nie w pełni biegle się włada. Określa się go więc jako stabilną cechę osobowości, odnoszącą się do skłonności do reagowania nerwowo podczas mówienia, słuchania, czytania lub pisania w języku drugim”.
Z problemem lęku językowego próbują sobie poradzić dydaktycy poszukujący sposobów na stworzenie odpowiedniej atmosfery towarzyszącej uczeniu się i zastąpienia lęku przez radość z uczenia się. Ciekawych podpowiedzi na ten temat dostarczają Dewaele i MacIntyre. Z ich analiz wynika, że w żadnym razie nie można powiedzieć o lęku i przyjemności, że są jak dwie strony medalu, czyli w przypadku konkretnych uczniów możemy mieć do czynienia wyłącznie albo z jedną, albo z drugą emocją. Dowodzą, że uczeniu się języka może towarzyszyć przyjemność i lęk jednocześnie. Ale nie w równym stopniu. Statystycznie przyjemności jest więcej. Mniej lęku odczuwają osoby znające więcej niż jeden język obcy. Wiele zależy też od poziomu zaawansowania znajomości języka. Im wyższy, tym lęk mniejszy. Pewne znaczenie ma wiek i płeć uczących się oraz otoczenie kulturowe. Z perspektywy nauczających i organizatorów kształcenia najważniejsza jest jednak informacja o znaczeniu umiejętności zawodowych nauczycieli i atmosfery w klasie, zwłaszcza możliwości stworzenia wspierającej się grupy rówieśniczej.
Niektóre ze źródeł obaw lub czynników je wzmacniających pozostają poza granicą wpływu nauczycieli, ale bardzo wiele można zmienić. Cała sztuka polega na zapewnieniu uczącym się takiego poziomu komfortu i zastosowaniu takich metod, które sprzyjać będą dominacji radości z uczenia się nad obawami. Zwykle wśród składowych lęku uczących się nieojczystego języka wymienia się: niepokój powodowany brakiem możliwości skutecznego wyrażenia myśli, czyli porozumiewania się, obawę przed kompromitacją przed rozmówcą lub innymi świadkami wypowiedzi, wywarciem złego wrażenia na słuchających (także nauczycielach i kolegach) i wreszcie lęk przed otrzymaniem złej formalnej oceny. W każdym z tych obszarów ogromnie dużo zależy od samego procesu nauczania i osób w ten proces zaangażowanych.
Na obozach organizowanych w ramach programu Teaching English in Poland Fundacji Kościuszkowskiej w pewnym sensie radzenie sobie z lękiem językowym jest łatwiejsze niż w czasie szkolnych lekcji. Nie ma w ogóle problemu ocen w postaci stopni lub punktów. Jest natomiast szansa na życzliwą informację zwrotną, a nagrodą nie jest szóstka, lecz wygrana w grze zespołowej. Łatwiej o satysfakcję ze zrozumienia poleceń i prawidłowego wykonania zadań. Zamiast oceny w dzienniku są gratulacje i oklaski dla każdego, kto w grze uczestniczył. Uczestnicy obozów często przyjeżdżają z takimi samymi obawami przed kompromitacją lub trudnościami w porozumiewaniu się, jakie towarzyszą wszystkim uczącym się języka. Właśnie na przełamanie tej bariery przygotowują się szczególnie starannie amerykańscy nauczyciele. Przywożą dobrze przemyślane scenariusze gier integrujących, mnóstwo rekwizytów i materiałów niezbędnych do pracy. Przede wszystkim jednak przywożą bardzo ciepły, pozytywny stosunek do podopiecznych. Przyjeżdżają przekonani, że ich zadaniem jest pokazać, że warto, można, a nawet trzeba się porozumieć, że to spotkanie może być radosną przygodą dla obu stron. A zajęcia w plenerze i czas spędzany razem, nieregulowany szkolnymi dzwonkami, tylko temu sprzyjają.
W tym roku obozów latem nie będzie, ale spotkania online z amerykańskimi nauczycielami będą zapewne także bardzo atrakcyjne i dobrze przygotowane, a wtedy lęk językowy może bardzo szybko wyparować i ustąpić miejsca radości.